poniedziałek, 16 sierpnia 2021

Chciałaby odejść od męża tyrana i alkoholika ale nie może.



W wielu domach dzieje się dużo złego o czym boimy się lub wstydzimy mówić. Przemoc i alkoholizm to znany temat na całym świecie. Czasami mimo, że ktoś wygląda na szczęśliwego, w domu przeżywa istne piekło.
Tak było i w tym przypadku. Pewna kobieta chciała się wyżalić i opowiedzieć swoją historię:

„Piszę do was, bo po prostu muszę się wygadać, wyżalić a nawet poskarżyć.
Piszę, bo wiem, że wiele kobiet jest w podobnej sytuacji i straciło nadzieję na lepsze życie. Ale od początku. Mam dwoje wspaniałych dzieci. Syn (5 l.) Córka (1,5 r.). Syna urodziłam mając 18 lat jako dziecko z wymuszonego przez ówczesnego partnera stosunku. Stanęłam jednak na nogi, przy pomocy rodziców wychowywałam sama syna i kończyłam przerwaną edukację. Od dziecka zmagam się z osobowością borderline, więc moje życie i tak już było poplątane. Wróciłam na terapię, by móc normalnie żyć i zapewnić dziecku bezpieczeństwo.

Problem pojawił się wtedy, kiedy poznałam następnego partnera. Wydawał mi się idealny. Ułożony, odpowiedzialny, starszy o 12 lat, ale dogadywaliśmy się jakbyśmy byli z jednego rocznika”
Po roku pojawiła się przemoc domowa. Na początku tylko psychiczna i ekonomiczna, ale kiedy wyszedł na jaw jego problem alkoholowy, doszły też rękoczyny. Na początku ukrywałam to przed rodziną, ponieważ wmawiał mi, że to ja mam ze sobą problemy. Wstydziłam się przyznać do tego, jak pozwalam się traktować a jednocześnie bardzo bałam się być znowu sama. Kiedy jednak przemoc zaczęła dotykać również mojego syna, postanowiłam zakończyć związek i odejść od niego. Przepraszał, błagał o wybaczenie. Obiecał, że wszystko naprawi.

Uwierzyłam, że jesteśmy dla niego na tyle ważni, że mówi prawdę. Niestety się myliłam. Nie był w wstanie nic zmienić. On po prostu tego nie chciał. Przyzwyczaił się już do takiego życia i samego siebie. Postanowiłam odejść. I wtedy okazało się, że jestem w ciąży z córką. Oskarżył mnie o zdrady, o to że dziecko bezsprzecznie nie jest jego. Na końcu po tym jak się upił, zostałam pobita. Byłam wtedy w 6. lub 7. tygodniu ciąży. Wezwałam na miejsce policję, która spisała protokół. Zabrali go na wytrzeźwienie. A ja następnego dnia miałam mieć obdukcję.

To, co na niej przeżyłam, zapamiętam do końca życia. Zostałam upokorzona, i wręcz obwiniona, że dałam się pobić będąc w ciąży. Z obdukcji miałam jechać prosto na komisariat. Jednak okazało się, że partnera wypuścili wcześniej. Podwiózł go sam komendant, a on sam przypominał wrak człowieka. Widać było, że żałuje tego co zrobił. Po dłuższej rozmowie z nim zmiękłam po raz kolejny.

Następną awanturę zrobił kilka dni później i pojechałam wtedy złożyć zawiadomienie o przestępstwie. Przesłuchujący mnie policjant zapytał, czy jestem pewna tego co chce zrobić, bo zostanę sama bez pieniędzy, bez alimentów itp. i czy na pewno dam sobie radę? No cholera, pewnie bym sobie dała choć byłoby mi bardzo ciężko. Jednak wtedy nie widziałam żadnych perspektyw. Nie miałam dokąd pójść, byłam w ciąży na zwolnieniu lekarskim, później miałam iść na urlop macierzyński. Z drugim dzieckiem nie mielibyśmy gdzie się podziać. Wróciłam więc do domu. I od tej pory żyłam tak, aby partner był zadowolony.

Do czasu porodu był spokój. Nachlał się dopiero kiedy córka miała tydzień. Ukradł mi kartę debetową. Przechlał ostatnie pieniądze. I tak już wyglądało nasze życie. Raz było dobrze, raz beznadziejnie. Miałam tyle na głowie, że w tym chaosie zapomniałam o dzieciach. Zwłaszcza o synu. Miałam odwagę wszystko przerwać kiedy syn któregoś razu powiedział mi, że nienawidzi tatusia, że chce abym go wyrzuciła z domu. To było jak zimny prysznic. Było mi wstyd, że moje wtedy 4-letnie dziecko ma tak ogromne i złe emocje w sobie

Zaczęłam walkę o odejście. Po urlopie macierzyńskim zarejestrowałam się w urzędzie pracy. 4 miesiące walczyłam o zasiłek (nie podobała im się pieczątka wystawiona przez pracodawcę na duplikacie świadectwa pracy) do dziś walczę o wyrównanie pieniędzy przez wojewodę za należne mi świadczenia. Później walka o mieszkanie. W Szczecinie nie ma miejsca w mieszkaniach socjalnych czy komunalnych, nie stać mnie już na wynajem, a do domu samotnej matki się nie kwalifikuję, ponieważ nie jestem narkomanką, alkoholiczką i radzę sobie z wychowaniem dzieci. Żeby dostać od państwa zasiłki na dzieci musiałam wnieść do sądu pozew o alimenty. Inaczej nie byłam w stanie udowodnić, że jestem samotną matką. Czyli kolejne miesiące bez jakichkolwiek perspektyw. Musieliśmy mieszkać dalej z oprawcą, żeby nie wylądować na bruku.

W urzędach traktowana jestem jak patologia. Pomimo tego, że to nie ja powoduję tę patologię w domu. Moja największa wina jest w tym, że nie odeszłam od drania wtedy kiedy był na to czas. Naraziłam przez to dzieci na brak bezpieczeństwa. Czasu już nie cofnę, ale żeby normalnie żyć musimy od niego w końcu uciec. Tu zaczyna się problem. Państwowe instytucje mają totalnie gdzieś, że potrzebuję pomocy. Mam wrażenie że utrudniają wszystko. Przeciągają wydanie decyzji, czepiają się pieczątki wystawionej w złym miejscu, źle sformułowanego przez pracodawcę dokumentu, tłumaczą się brakiem miejsc lub lokali socjalnych. I ja to rozumiem. Wiele osób nie ma własnego lokum bądź nie stać ich na wynajem. Sama jestem taka osobą właśnie. Jednak nie rozumiem braku empatii urzędników. Nie rozumiem tego patrzenia na mnie jak na nieudacznika.

Jakby to ja była winna całej tej sytuacji. Proponują mi tylko zasiłki i świadczenia, które żeby dostać muszę złożyć tonę oświadczeń, dokumentów, formularzy. Pieniędzy, za które się nie utrzymam ani nie wynajmę mieszkania. Chciałabym wrócić do pracy. Ale żeby to zrobić muszę posłać dziecko do żłobka. Niestety, córka obecnie jest 765. w kolejce do Państwowego. A w prywatnym albo nie ma miejsca albo to co zarobię to wydam na żłobek

Ta cała sytuacja uświadomiła mi, jak ciężko muszą mieć kobiety, które mają więcej dzieci niż ja.
Takie, które nie mogą liczyć na pomoc rodziny. I później czyta się artykuły o przemocy. Ludzie później piszą komentarze. „Jak matka mogła na to pozwolić”, „dlaczego nie uciekła, sama jest sobie winna”. No więc ja próbuję uciec od pół roku. I jest cholernie ciężko.

Muszę żyć pod jednym dachem ze swoim oprawcą. Z człowiekiem, którego kiedyś kochałam, a którego dziś już nie poznaję. Zna moje wszystkie mankamenty i jednym słowem/czynem potrafi zrównać mnie z ziemią. Zastanawiacie się dalej czemu kobiety ukrywają przemoc wobec siebie i dzieci, latami tkwią w chorych związkach z powodu bezsilności? Otóż wszystko to powoduje bardzo często chory system. Niejednoznaczne prawo. Brak odpowiedniej ilości placówek dla osób dotkniętych przemocą, brak empatii urzędników państwowych, policjanci którzy w ofiarach zasiewają poczucie winy, i w końcu społeczeństwo linczujące, wytykające najmniejszy błąd, oceniające bez dostatecznej wiedzy i dowodów.

Jako nastoletnia mama była wytykana palcami, wyśmiewana. Padały nawet teksty typu „Co to za czasy? Dzieci rodzą dzieci”, „Dziecko urodziła i teraz po zasiłki będzie latać, bo myśli, że jej się należy”. A czy ktoś mnie zapytał czy ja tego chciałam? Czy ktoś zapytał ile poświęciłam, aby sama wychowywać syna? Tłumaczenia się dlaczego syn nie ma ojca w urzędach, przedszkolu, przychodni było upokarzające. Nawet na porodówce zadbali o to bym poczuła się jak ladacznica, która zamiast za naukę wzięła się za robienie dzieci. Ludzie starali się obrzydzić mi macierzyństwo. Syn jednak był dla mnie jedynym powodem do życia. Teraz doszła jeszcze córka. I dla dzieci właśnie warto się starać. Mam nadzieję, że mamy które są w podobnej sytuacji, tkwiące w chorych związkach i toksycznych relacjach nie dadzą się złamać. Dla dzieci warto przerwać krąg przemocy domowej"