sobota, 4 września 2021

Szymon Sokołowski: "Wykonuję jedną z najcięższych prac świata. Muszę przygotować godnie ciało do pogrzebu."


Często zastanawiam się, ile jest warte życie. Ludzie w moim wieku umierają, a ja muszę przygotować taką osobę do pogrzebu. Uświadomiło mi to, że poza narodzinami jesteśmy pewni tylko tego, że odejdziemy. Jak nas zapamiętają po śmierci zależy tylko od nas - mówi Szymon Sokołowski.

Materiał z 2014 roku.

Miałeś piętnaście lat, kiedy zacząłeś pracować w zakładzie pogrzebowym. Co cię do tego skłoniło?
- Często uczestniczyłem w pogrzebach, ponieważ byłem lektorem w kościele. Zastanawiałem się jak czuje się rodzina, która przekazuje ciało zmarłej osoby jakiejś firmie i musi mieć zaufanie, że zostanie odpowiednio przygotowana. Znajomy otworzył firmę pogrzebową a ja poprosiłem, żeby zabrał mnie ze sobą do prosektorium, gdzie jest przygotowywane ciało nieboszczyka. Najpierw osobę zmarłą ogolił, wypielęgnował paznokcie u dłoni, umył ciało i zaczął ubierać. Najpierw się przyglądałem, ale za drugim razem przygotowywałem ciało samodzielnie.

Co czułeś, kiedy po raz pierwszy musiałeś dotknąć zmarłego?
- Ciekawość, strach przed dotykiem zmarłego. Wiedziałem, że ta osoba to tylko materia bez duszy, ale w podświadomości bałem się, żeby nic nie drgnęło. Wiem, że w chwili śmierci ciało jest jeszcze ciepłe i czesem mięsień się skurcza albo schodzi z niego powietrze i to jest normalne.

Koledzy z liceum nie dziwili się, że pracujesz w domu pogrzebowym?
- Raczej wzbudzałem tym zainteresowanie i czasem prosili, żebym powiedział jak to jest i czy to prawda, że zmarłym łamie się kości. Jest to inna praca niż w biurze. Każdy przypadek jest inny.

Skąd wziął się stereotyp, że zmarłym łamie się kości?
 -Po śmierci krew nie krąży, mięśnie zastają się i ciało zaczyna się robić sztywne. Powstają takie zakwasy, że nie można rozprostować zmarłemu ręki. Ale wystarczy kilka razy poruszyć ramieniem i z powrotem i jest luźna. To jednak nie jest łamanie kości.


Po liceum zacząłeś pracować w domu pogrzebowym. Czy to była dla ciebie duża zmiana?
- W pierwsze pracy mieliśmy 70 osób w ciągu roku, w drugiej 30 na miesiąc. Była to wielka zmiana.
Uczyłem się intensywnie techniki balsamowania i makijażu. Jak umalować fioletową twarz,
aby wyglądała naturalnie. Kosmetyki dla takich osób są odporne na niską temperaturę.
Samo ubieranie było niesamowite.

Nigdy nie chciałeś robić nic innego?
- Śmieję się, że ta praca daje mi satysfakcję. Jadąc do niej myślę sobie, że to będzie fajny dzień.

Nie miałeś w swojej pracy momentów załamania?
 - Widok dziewięcioleniej dziewczynki, która umarła na sepsę to był ten moment. Pomyślałem, że to czas na odejście z pracy. Sam moment pożegnania przez rodzinę był zaskakujący. Rodzice zmarłej stanęli ze spokojem przy trumnie. Tata wziłął córkę za rękę, mama głaskała ją po głowie. Wiedziałem, że wyglądała tak jak chcieli. Podziękowali mi i powiedzieli, że ich córka wyglądała pięknie. Wiedziałem, że muszę robić to dalej.

Czy ta praca jest dla ciebie misją?
- W pewnym sensie tak. Trzeba włożyć w nią całe serce. Chodzi o ostatnie pożegnanie bliskich sobie osób.


Śmierć da się oswoić?
- Dla mnie jest to tajemnica, bo nie wiem co dzieje się ze zmarłym po śmierci. Ale ważne, żeby  szanować daną osobę. Chcę, żeby rodzina była zadowolona z mojej pracy.

W jakim stanie było najgorsze ciało, jakie przygotowywałeś?
- Leżało kilka miesięcy w wodzie. Mogłem jedynie usunąć przykry zapach, bo ciało było już w rozkładzie.

Nie miałeś ochoty stamtąd wyjść?
- Nie. Musiałem poddać ciało balsamacji, która powstrzymuje proces rozkładu oraz konserwuje ciało na jakiś czas.

Jak wygląda proces balsamacji?
- Wpinamy się w tętnicę, żeby wtłoczyć płyn konserwujący, a poprzez żyły odciągamy krew. Do płynów mogę dodać esencję, żeby ciało pachniało np. truskawkami. Gdy wtłaczam płyn, rozmasowuję ciało, żeby drenaż był lepszy. Po śmierci w sposób naturalny nasze ciało wysycha i zaczynają się w nim gromadzić bakterie. Balsamacja przywraca naturalne rysy twarzy i koloryt, osoba zmarła wygląda tak, jakby spała.

Balsamowałeś ciało jakiegoś znajomego?
- Tak, moich dziadków. Chciałem zrobić to profesjonalnie. Znałem ich i wiedziałem jak zrobić, żeby
wyglądali jak za życia. Oczywiście było to bardzo smutne przeżycie, ale byłem szczęśliwy, że to ja ich przygotowywałem.

Czy twoja praca nie śniła ci się po nocach?
-Kiedyś mi się przyśniło, że osoba zmarła obudziła się w czasie przygotowywania. Oczywiście nigdy nie miałem czegoś takiego, bo by mnie tu nie było. Poza tym jest we mnie spokój, bo ja nic złego nie robię. Nie bezczeszczę ciała, tylko stoję na jego straży. Osoba zmarła już nie może się obronić, już nic nie może. To ja muszę przygotować to ciało godnie i odpowiednio.